Matka Tullii, Giulia Campana z Ferrary, uchodziła za wyjątkową piękność. Nic więc dziwnego, że ta atrakcyjna kurtyzana podbiła serce kardynała Ludovica d’Aragona. Była jego wieloletnią partnerką i matką jego córki. Gdy w 1519 roku ich protektor zmarł, matka z Tullią wyjechały z Rzymu. Giulia z powodzeniem prowadziła swą działalność w Sienie, nie szczędząc jednak pieniędzy na kształcenie córki, która od dziecka wykazywała się żywym umysłem, doskonałą pamięcią i nienagannym językiem z toskańskim akcentem (szczególnie cenionym wśród elit). Po kilku latach powróciły do Rzymu i zamieszkały niedaleko Tor Sanguigna, utrzymując tam dom i liczną służbę. Gdy z upływem czasu powaby Giulii blakły, należało podjąć decyzję dotyczącą losów Tullii. Kontynuacja drogi matki wydawała się najbardziej oczywista. Innym rozwiązaniem był klasztor albo próba wyjścia za mąż w zamian za ogromny posag, gdyż tylko on mógł zmazać plamę na honorze mężczyzny gotowego do poślubienia córki kurtyzany. Giulia podjęła decyzję.
Mając około szesnastu lat, Tullia był już rozpoznawalna jako kurtyzana, ale krąg jej adoratorów stanowili głównie młodzieńcy. Dopiero po sacco di Roma (1527), czyli wielomiesięcznym oblężeniu miasta, jej kariera zaczęła nabierać rozpędu. Adorowali ją już nie tylko młodzi, ale też dojrzali mężczyźni, w dodatku intelektualiści, którzy ulegali wyjątkowej aurze tej kobiety i jej sarkastycznemu poczuciu humoru. Skąd o tym wiemy? Z zapisków choćby niejakiego Giovanniego Battisty Giraldiego, z niesmakiem opisującego spotkania u Tullii, podczas których goście tańczyli na jej życzenie przy akompaniamencie lutni w zamian za obietnice rozkoszy cielesnych, ostatecznie jednak im odmawianych. Wodzenie za nos najwyraźniej nie wszystkim się podobało, a często złościło nieprzychylnych Tullii mężczyzn – nie oferowała bowiem powabu, wdzięku, uległości i słodyczy, ale ironię, żart i wyszukaną konwersację. Jej atrakcyjność wynikała z przymiotów jej intelektu i sposobu uwodzenia, który działał na wyrafinowane bądź młodociane umysły.
Nie zachowały się pewne wizerunki Tullii – dysponujemy natomiast kilkoma obrazami, które mogą być jej portretami. Potwierdzają one, że dama ta nie wpisywała się w kanon klasycznej włoskiej piękności – kobiety wcześnie dojrzałej i dobrze zbudowanej. Była wysoka, co w oczach mężczyzn tamtego czasu raczej ujmowało jej atrakcyjności. Jej włosy co prawda były jasne, ale proste. Miała piękne oczy, ale długi nos. A mimo to otaczał ją tłum zakochanych mężczyzn, piszących dla niej sonety, a nawet gotowych oddać życie dla ratowania jej czci. Byli wśród nich długoletni adoratorzy, jak bankier Filippo Strozzi, czy arystokraci, jak Ippolito de Medici. U tej „intelektualnej kurtyzany”, zwanej też „kurtyzaną akademików”, zbierały się elity, aby rozmawiać o poezji, muzyce, ale też by wspólnie muzykować (np. w Wielki Tydzień). Tullia reprezentowała opisywaną przez Castiglionego w Dworzaninie ideę dworskości, która – szczególnie w Rzymie – nie miała możliwości rozwinąć się wśród kobiet z wyższych sfer. Zamknięte w domach, nie brały udziału w życiu kulturalnym.
Pietro Aretino – najdoskonalszy znawca środowiska rzymskich kurtyzan, autor poczytnego w tamtym czasie dialogu Żywoty kurtyzan. O łajdactwach męskich (1534, 1536), nie cenił i nie lubił Tullii. Nie mieściła się w szablonie przymilnych kobiet lekkich obyczajów ze względu na swój, jak pisał, „kurewsko zimny umysł”. Nie omieszkał nazwać jej też „najbardziej upadłą z wszystkich nierządnic”. Sam w swoim sławnym dziele zauważył, że bycie kurtyzaną daje kobiecie znakomite możliwości – pod warunkiem, oczywiście, że nie wpadnie ona w sidła miłości. Igranie z uczuciami mężczyzn, oszukiwanie ich na różne sposoby popłaca – jak twierdził. Bo nie da się ukryć, że w ówczesnym świecie profesja kurtyzany wiązała się z wieloma negatywnymi aspektami, miała jednak jeden szczególnie atrakcyjny atut – była nim wolność!
Niestety, reguły gry, jakie Tullia narzuciła swym adoratorom, wywindowały poprzeczkę, którą im stawiała, bardzo wysoko. Gdy w mieście rozniosła się plotka, że ta wyrafinowana królowa literackiego salonu oddała swe wdzięki obleśnemu Niemcowi za grube pieniądze, jej notowania spadły. Młodzieńcy uznali to za zdradę, a na jej głowę posypały się kalumnie. Były one tak natarczywe, że Tullia wraz z matką postanowiły wyjechać do Wenecji – miasta szczególnie przyjaznego kurtyzanom. Opiewane w poematach, były jego turystyczną atrakcją. Tullia zyskała ponownie grono wielbicieli, którzy wypowiadali się pozytywnie również o jej elokwencji i zainteresowaniach literackich. Tam też poznała cenionego poetę Bernarda Tassa – jej wielką, acz krótkotrwałą miłość. W 1537 roku opuściła jednak Wenecję i udała się do Ferrary, gdzie ponownie zasłynęła prowadzeniem literackiego salonu, świetnymi manierami i zdolnościami w recytacji i śpiewie. Epatowała bogactwem, a jej klejnoty były podziwiane i opisywane. Pragnęła uchodzić za kobietę niezależną finansowo o wyszukanych zainteresowaniach. Jej wyniosłe zachowanie ściągało adoratorów, gotowych płacić jej rachunki i spełniać zachcianki, przynosić kosztowności i wydawać uczty. Przyciągnęła też w ten sposób do siebie wielu poetów i literatów, których obdarzała szczególną przyjaźnią, świadoma potęgi słowa pisanego, także jako narzędzia reklamy. Wśród nich był na przykład poeta Girolamo Muzio, którego piękne wersy na wieki uwieczniły jej urodę i wdzięk. W tym czasie Tullia pisała także sonety skierowane do Muzia.
Ponieważ krąg adoratorów należało wciąż wymieniać, po kilku latach Tullia wyjechała z Ferrary do Sieny. I tu zmieniła tryb życia, przynajmniej oficjalnie. Wyszła za mąż (1543) za bliżej nieznanego ferrarczyka, który zapewne należał do grona jej wcześniejszych wielbicieli. Miał zapewnić jej status mężatki i na tym jego rola się zakończyła. Ale mimo swojego zamążpójścia Tullia została dwa razy oskarżona o to, że jako kurtyzana nie nosi odpowiedniego stroju i nie mieszka w dzielnicy przeznaczonej dla kobiet tej profesji. Uniewinniono ją co prawda, ale i tak postanowiła opuścić nieprzychylne jej miasto. Tym razem udała się do Florencji. Nie była wtedy już młoda – zbliżała się do czterdziestki, ale miasto znane z wysokiej kultury artystycznej stało się dla niej miejscem szczególnym – tu bowiem postanowiła udowodnić swój talent literacki. Tym razem to ona pragnęła wejść w łaski, i to nie byle kogo, bo sławnego florenckiego poety i filozofa Benedetta Varchiego, którego wybrała na swego mistrza i protektora. Dzięki niemu mogła liczyć na udany start literacki, ale też czerpać potrzebną jej wiedzę. Obsypywała go rozlicznymi utworami poetyckimi o zabarwieniu pochlebczym, jak to było w tamtym czasie w zwyczaju. Wywyższała jego talent, ale skarżyła się też na nieczułość, która nie pozwalała mu „wypełnić jej serca najwyższą mądrością”. I jak się okazało, Varchi, znany ze słabości do kobiet, początkowo wykazujący jednak wstrzemięźliwość z uwagi na swą nadwyrężoną reputację (niedawne więzienie za gwałt na dziewięcioletniej dziewczynce), nie tylko zapałał miłością do Tullii, czego owocem była wymiana wierszy miłosnych, ale też zajął się tak oczekiwaną korektą jej sonetów. Pomagał jej w dopracowywaniu utworów, nawet gdy ich uczucie osłabło. I to jemu Tullia zawdzięczała swą rozwijającą się we Florencji poetycką sławę, na której zapragnęła zbudować swą nową karierę – już nie kurtyzany, ale poetki. Co nie oznaczało, że mogła żyć z poezji, choć zapewne miała taką nadzieję. Niebawem udało się jej stworzyć prawdziwy salon literacki, w którym spotykało się wielu zdolnych pisarzy i filozofów, ale też członków książęcego rodu. Tullia zakochała się jednak w dwudziestoczteroletnim szlachcicu Piero Mannellim. I zdarzenie to nie miałoby większego znaczenia, gdyby nie fakt, że to właśnie to płomienne uczucie, a przede wszystkim zazdrość, wynikająca z okazywanej z czasem obojętności kochanka, wprowadziły naszą bohaterkę w stan zwątpienia i bólu, z których – jak zauważyła Georgina Masson (Courtesans of the Italian Renaissance) – wyzwolić ją mogła tylko poezja. I tak autorka dość przeciętnych hymnów pochwalnych, kierowanych do osób dla niej użytecznych, przeobraziła się w prawdziwą piewczynię miłości z wszystkimi jej otchłaniami zwątpienia i smutku. Z jej sonetów emanował też strach przed przyszłością i starością. I trudno się dziwić, gdyż żywot starej kurtyzany na ogół wyglądał tragicznie. Co prawda Tullia zdołała co nieco zaoszczędzić, ale czy mogło to wystarczyć dla niej i dla jej synka, który w międzyczasie pojawił się na świecie, a o którym dowiadujemy się dopiero z jej testamentu? Na wiosnę 1547 roku Tullia doznała największego poniżenia: ona – poetka, założycielka znanego we Florencji salonu literackiego – została wezwana przed oblicze sądu celem złożenia wyjaśnień, dlaczego pokazuje się w jedwabnych szatach i klejnotach, a nie nosi nakazywanego prostytutkom żółtego welonu lub chusty z szerokim żółtym randem. Archiwa florenckie wciąż przechowują korespondencję na temat tego zajścia. Tullia została ostatecznie zwolniona z obowiązku noszenia żółtego nakrycia głowy. Jak argumentował to sąd – ze względu na jej zdolności i talenty w dziedzinie poezji i filozofii! W ten dość nietypowy sposób, bo poprzez upokorzenie, Tullia doznała wywyższenia jako poetka. Żwawo zabrała się do pracy, tworząc tomik wierszy zadedykowany książęcej parze, w którym zebrała utwory własne i te poświęcone jej przez wielkich poetów tamtych czasów.
W 1548 roku Tullia powróciła do Rzymu. Miała wtedy już około pięćdziesięciu lat. Zamieszkała w centrum miasta, przy via dei Prefetti; roczny czynsz za wynajem tego lokum wynosił czterdzieści skudów, co świadczy o wysokim statusie finansowym najemczyni. Z czego czerpała zyski? Najprawdopodobniej ze swej młodszej siostry Penelope, w tym czasie trzynastoletniej dziewczynki o urodzie zauważanej przez tamtejszych literatów i nie tylko. Dziewczyna umarła jednak już rok po przyjeździe do Wiecznego Miasta, a jeden z poetów zadedykował jej wiersz pod tytułem Mała kurtyzanka. Nie wiemy, kto był ojcem Penelope, ale też nie do końca znamy jej matkę – całkiem bowiem możliwe, że nie była to siostra, lecz córka Tullii. Niedługo potem umarła także matka naszej bohaterki – Giulia. Tullia pozostała sama. Wówczas nie mieszkała już w drogim mieszkaniu, ale w zajeździe na Piazza in Piscinula na Trastevere. Chorowała i wspomagała Kościół w nadziei na należyty pochówek, a w 1556 roku spisała testament. Z wielką starannością wyliczyła w nim swą garderobę, którą miała odziedziczyć żona właściciela zajazdu, podobnie jak należące do niej tkaniny, zasłony i bieliznę. Nakazała też uszycie nowego ubrania dla lekarza, który (zapewne) troszczył się o nią w ostatnich miesiącach choroby. Jej biżuteria i książki zostały sprzedane, podobnie jak meble i wszystko, co po niej zostało. Większość swego majątku Tullia przekazała małoletniemu synowi, pozostawionemu pod opieką kucharza kardynała Cornaro.
Pochowana została, jak wiele innych zasobnych kurtyzan, w kościele Sant’Agostino obok swej matki i siostry.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz pomóc nam w dalszej pracy, wspierając portal roma-nonpertutti w konkretny sposób — udostępniając newslettery i przekazując niewielkie kwoty. One pomogą nam w dalszej pracy.
Możesz dokonać wpłat jednorazowo na konto:
Barbara Kokoska
62 1160 2202 0000 0002 3744 2108
albo wspierać nas regularnie za pomocą Patonite.pl (lewy dolny róg)
Bardzo to cenimy i Dziękujemy.